powoli bez pośpiechu, delikatnie
wargi ledwie czują skórę schodząc po niej
uskąpia okrycie ciała
giętkim językiem zsuwając
ucieka ciężkie powietrze z płuc
a dookoła szeptane pomruki
czułości, pragnienia
nabierane rozkosze łyżką malutką coraz bardziej się ubierają w Ciebie...
grzech bezszelestny i bezwstydny
teraz ogarnia całkowicie