a gdy juz poznałem Twój smak
przeraziłem się, bo nagle brakło mi słów...
brakło mi myśli lekko, banalnie...
jakbym przestał nagle oddychać
stał sie beztlenowcem... totalnym...
wwiercającym się spojrzeniem
w Twoje spojrzenie
jak chory na chorobę dziwną
na nią choruję tylko dusze
ona wyrzuca wątpliwości o jej istnieniu...
i nikt tego zmienić nie może
nawet jeśli bardzo by się starał
upadnie, przewróci się za każdym razem
pękają kolejne zasłony
trwające, w których bije lepkie światło
łatwo dają się ponieść płytkością
tak szelfami żyjąc często
gdzie samo dopatruje się w nim głębi
choćby najmniejszej
panem własnego losu jest każdy
nawet jeśli wcale się nie wydaje
czas przepływa przez palce
kolejne sekundy idą w przeszłość
bądź na zawsze znikają
stając się pomniejszą historią
o której sami czasami nie pamiętamy
a im więcej bólu...
tym bardziej...